Nieprzewidywalność, nieszablonowość i nieschematyczność

Posted by admin Category: Wywiady

Najnowszy album Ciryam  zaskoczy pewnie wszystkich fanów tej grupy, bo po kilku latach milczenia ekipa Roberta Węgrzyna przygotowała najbardziej dopracowane wydawnictwo w swej dyskografii. Po „Desires” śmiało mogą więc sięgnąć fani gotyckiego czy progresywnego metalu, lżejszego, bardziej przebojowego, rockowego grania, ale też rozmaitych eksperymentów, ze skrzypcami w roli głównej. Angielskie teksty i zachodni wydawca sprawiają zaś, że wśród tych słuchaczy będzie też pewnie więcej osób z zagranicy:

HMP: Dość długo kazaliście czekać swym fanom na kolejny album Ciryam, bo „Człowiek motyl” ukazał się przecież w 2008 roku. Domyślam się jednak, że w tym czasie nie próżnowaliście, swoje zrobiły też zmiany składu, szukanie wydawcy, etc. ?

Robert Węgrzyn: Dokładnie tak było, życie zweryfikowało dalsze plany poszczególnych muzyków, jednak fundament pozostał nienaruszony, po kilku próbach różnych artystów i muzykantów ukształtował się skład, z którym chcieliśmy dalej tworzyć. Był to czas niezwykle intensywny, zarówno pod względem twórczym jak i marketingowym, w zasadzie cały czas w tym okresie graliśmy koncerty, tworzyliśmy jakieś muzyczne szkice, przygotowywaliśmy się do nowej produkcji itd..

Jak doszło do podpisania kontraktu z fińską Inverse Music Group? Po nie najlepszych doświadczeniach z polskimi firmami uznaliście, że warto rozejrzeć się za wydawcą w świecie?

Doświadczenia z polskimi wydawcami były różne. Czasem ta współpraca przebiegała wybornie, innym razem była jedna wielka masakra. To że szukaliśmy zagranicznego wydawcy to chęć pokazania swojej twórczości za granicami naszego kraju. Wysłaliśmy kilkanaście zapytań względem współpracy, kilka firm się zainteresowało, wybraliśmy najlepszą dla nas opcję i stąd współpraca z Inverse Music Group.

Fakt, że „Desires” została w całości zaśpiewana po angielsku jest pewnie konsekwencją owej umowy, a dzięki temu macie większe szanse na rynkach zagranicznych?

Dokładnie tak, chcesz zdobywać świat porozumiewaj się językiem międzynarodowym. Tutaj nie ma wyboru, jeżeli płyta ma dotrzeć do wielu odbiorców trzeba podać „danie”  tak, by wszyscy je zrozumieli.

W sumie już na poprzedniej płycie znalazły się dwa utwory w wersjach anglojęzycznych – już wtedy liczyliście się z tym, że kolejna płyta może ukazać się na Zachodzie?

Brawo za spostrzegawczość i analityczne myślenie, zgadza się już wtedy testowaliśmy swoje możliwości w zestawieniu z dużymi tytułami (śmiech).

„Desires” to kolejny album koncepcyjny w waszym dorobku – co zainspirowało właśnie ten temat i czym są owe tytułowe żądze?

Zdecydowanie tak, człowiek fascynuje, każde jego oblicze i zachowanie, tym razem szczegółowo rozdrobniłem jego ciemne strony zachowania, żądze – wszelkie słabości, bez których nie mógłby istnieć. Równowaga zawsze w cenie, jednak jeżeli jej nie ma, a szale przeważają grzeszki to… no właśnie – zapraszam do głębszej analizy mojej liryki (śmiech).

Fakt, że każdy z nas ma lepszą i gorszą stronę jest oczywisty, ale już to, że wielu ludzi nie zamierza robić niczego, by przezwyciężyć swoje słabości, stać się kimś lepszym, zdecydowanie nie napawa optymizmem. Liczysz, że teksty z „Desires” może komuś pomóc w uzmysłowieniu sobie, że ta mroczniejsza strona jego osobowości wcale nie musi dominować?

Być może tak, może znajdzie się osoba, która zrozumie, że to może być droga donikąd, a inna osoba utożsami się w stu procentach i będzie czuć się z tym dobrze, a może ktoś zastanowi się, w którym jest miejscu i zawróci… zawsze są dwa wyjścia.

Będzie to ułatwione o tyle, że warstwa muzyczna tego albumu jest bardzo urozmaicona – wygląda na to, że jesteście jednym z tych zespołów uwielbiających płatać figle recenzentom, bądź zwolennikom muzycznych szufladek? (śmiech)

Wojtku brawo po raz drugi, to w stu procentach definicja naszej twórczości. Nie uda się nas zaszufladkować do żadnej szuflady, gęsto i często poruszamy się w szeroko rozumianym rocku, pop rocku, nu metalu, rocku progresywnym, jazzie, power czy heavy metalu, zatem nie uda się. A tak zabawa z recenzentami zawsze napawa nas uśmiechem, a szufladkowanie uwielbiamy, (śmiech).

Jak dla mnie „Desires” to rock z wpływami grania progresywnego,  metalu i gotyku, a miejscami nawet nowoczesnego popu – a jak wy sami określacie to co gracie?

Generalizując w szybkim skrócie to progpoprock albo odwrotnie, zdecydowanie żonglujemy w klimatach  około progresywnych jak i poprockowych, z dużą dawką elektroniki.

Nie unikacie też nieschematycznych rozwiązań aranżacyjnych, balansujecie pomiędzy metalowym ciosem w „Dreams Factory” czy „Puppet”, a onirycznym klimatem „Red Rain” – właściwie każdy utwór z tej płyty jest potwierdzeniem tego, że stać was na wiele, a słowo „przewidywalność” wykreśliliście  ze słownika już na dobre?
Tak jesteśmy nieprzewidywalni i tak chcemy być odbierani, odbiorcy nie spodziewają się co może ich spotkać, uwielbiamy niebanalne rozwiązania, sytuacje gdzie koniec jest intrygujący =
zaskakujący. Jak zauważyłeś stać nas na wiele, czujemy się dobrze zarówno w mocno metalowym klimacie, jak i onirycznych czy trip jazzowych dźwiękach, czy pop rockowych aranżach. Uważam, że to doskonały atut; nieprzewidywalność, nieszablonowość, nieschematyczność, zdecydowanie na plus.

W wielu utworach pojawiły się bardzo wyeksponowane partie skrzypiec, co w sumie nie jest na waszych płytach nowością, ale jeszcze bardziej podkreśla to podejście?

Taki był zamysł, chcieliśmy dodać kilka dźwięków w nieco innym wymiarze, padło na skrzypce. To prawda  z tym instrumentem już romansowaliśmy, stąd świadomy wybór.

Ale Agaty Żylińskiej chyba nie ma już w zespole, w tzw. międzyczasie pojawił się też nowy basista Jacek Rola. Jak w takiej sytuacji brzmią na koncertach utwory ze skrzypcami w roli głównej, których na „Desires” nie brakuje?

Tak Agaty już nie ma w składzie, a Darka zastąpił Jacek, jednak z partii skrzypiec nie zrezygnowaliśmy, nadal cyfrowo grają z nami, technika jest nieograniczona i możliwości nieskończone, ślady Agaty często wykorzystujemy koncertowo. Przy okazji pozdrawiamy Agatę i Darka!

Znowu postawiliście na pracę w sprawdzonych Lynx Music Studio i Hertz Studio – nie warto eksperymentować, kiedy efekty są bardziej niż zadowalające, dlatego wracacie tam po raz kolejny?

Postawiliśmy na pewniaków, chociaż eksperymentowanie to nasze drugie imię i nie zatrzymujemy się, czas pokaże co gdzie jak… (śmiech). Pewni ludzie, odpowiednia atmosfera i praca z profesjonalistami.

Również z autorką szaty graficznej Anetą Popławską nie współpracujecie po raz pierwszy – to zdecydowanie najciekawsza okładka w waszej dyskografii, więc z niej pewnie też jesteście zadowoleni?

Bardzo. Przyznaję to obraz z mojej głowy, który wedle wskazówek na papier przelała Aneta, skoro robimy kolejny koncept, to autorka grafik jest w to wpisana, ten sam styl, ta sama wrażliwość i ręka, tak po prostu musiało być (śmiech). Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej okładki, to spory kawał świetnej roboty.

Po zachłyśnięciu się wszechobecnością plików MP3 i łatwością ich ściągania coraz więcej słuchaczy zdaje się ponownie doceniać album jako w pełni dopracowaną artystyczną formę, gdzie okładka i szata graficzna są istotnym dopełnieniem warstwy słowno-muzycznej – takie płyty jak „Desires” jeszcze dobitniej im to uświadamiają?

Tak Wojtku, czy ja kazałem ci takie zadać pytanie? Wspaniale, bardzo się cieszę, że poruszyłeś ten wątek. Sztuka by była skuteczna musi być kompletna, tak jak obraz i fonia, okładka, szata graficzna i wnętrze czyli muzyka, muszą stanowić jedność. Zawsze i wszędzie będę doceniał właśnie taką staranność w podawaniu czegokolwiek, to klasa sama w sobie. To komplet, który szanuje słuchacza, który podaje  mu niebanalny kawałek siebie w pięknie zapakowanym opakowaniu. To nic innego, jak poczucie estetyki i satysfakcji, że tutaj wszystko pasuje, to sztuka. Mam dużą nadzieję, że jest spore grono słuchaczy, którzy doceniają i troszczą się o takie wydawnictwa jak nasze.

Postawiliście też na sprawdzonego dystrybutora, bo w Polsce jest nim Fonografika, powstał teledysk do „Alone” na płycie w charakterze bonusów mamy aż trzy utwory w skróconych wersjach radiowych, ale odnoszę wrażenie, że nie dało to zamierzonego efektu, bo wciąż niezbyt wiele mówi się i pisze o Ciryam, stacje radiowe też pewnie niezbyt często emitują wasze utwory, poza lokalnymi rozgłośniami czy autorskimi programami?

Niestety jak każdy artysta walczymy o swoje, Fonografika to dystrybutor, ruszyła kampania promocyjna coraz więcej wywiadów w radio… czas pokaże co i jak.

Jak więc sądzisz, z czego wynikają trudności z wypromowaniem takiej muzyki w Polsce, mimo jej niewątpliwej atrakcyjności i potencjału, nawet komercyjnego?

Układy, układziki, plecy i plecki. 1% szczęścia… recepty nie ma. Jedno jest pewne: trzeba się znaleźć w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie z odpowiednią osobą (śmiech).

Ale na całym świecie takie granie jest popularne, ludzie chętnie tego słuchają, a w kraju nie macie szans, bo trudno przebić się do mediów – tak sytuacja was nie zniechęca, nie podcina przysłowiowych skrzydeł?

Oczywiście że zniechęca, podcina, ale też wzmacnia i daje kopa, Polska to dziwny kraj, ale jesteśmy Polakami i tworzymy tutaj, mamy anglojęzyczną produkcję zobaczymy co dalej…

„Desires” ukazała się jesienią 2015 roku, tak więc pewnie macie już pierwsze pomysły/kompozycje na następną płytę? Tym razem ukaże się szybciej niż za siedem lat? (śmiech)

(…) Rozumiem, że to zachęta by przyspieszyć jej realizację bo nie możesz się doczekać (śmiech). A tak na serio tak, pracujemy nad nowymi utworami i nie mamy w planie czekania tak długo.

Serdeczne dzięki za, jak zwykle precyzyjny i sympatyczny, wywiad.

Wojciech Chamryk

Źródło: http://hmp-mag.pl/index.php/wywiady/173-wywiady-2017/1949-nieprzewidywalnosc-nieszablonowosc-i-nieschematycznosc-ciryam