Niegdyś utożsamiani ze sceną gotycką. Dziś grają przebojowy pop rock z elementami rocka i metalu progresywnego. Rodem z Krosna, grupa Ciryam pod dowództwem Roberta Węgrzyna.
Niedawno stuknęła im osiemnastka, a poza tym wydali nowy album „Desires” pod egidą fińskiego Inverse Records. To właśnie Robert poświęcił mi chwilę czasu by porozmawiać o Ciryam, „Desires” i jego miłości do Gibsonów.
Jeśli dobrze liczę, to Ciryam stuknęła właśnie osiemnastka. Miło wreszcie dostać dowód i legalnie kupować procenty? Nie odczuwasz jeszcze zmęczenia?
Zmęczenie – a co to niby jest?! Absolutnie! Jest wręcz odwrotnie! Zapraszam na koncerty, a przekonasz się jak to u nas działa. (śmiech). Widzisz, to już 18 lat na scenie, a my nadal dobrze się bawimy!
Trochę czasu minęło od „Człowieka motyla”. Co porabialiście przez te osiem lat?
Kilka lat minęło, to prawda. Mimo że nie nagraliśmy w tym czasie płyty, to sporo koncertowaliśmy, pracowaliśmy nad nowymi pomysłami, a przede wszystkim docieraliśmy się z nowym składem… Jak to w życiu.
Nowy skład i nowa płyta. Jesteśmy po premierze czwartego krążka „Desires”. Jak z waszej perspektywy przyjęto płytę?
Myślę, że bardzo pozytywnie, zarówno za granicą, jak i w Polsce. Przyjęcie bardzo pochlebne, dobre recenzje… No i znakomity odbiór przez fanów.
Praca nad krążkiem poszła gładko?
Generalnie album stworzyliśmy we trójkę – ja i gitarzysta Kuba (Czubik – przyp. red) zrobiliśmy całą muzykę, a Monika dodała linie wokalne. Do tego moje teksty i materiał był gotowy. Praca od samego początku była dobrze rozplanowana, dlatego poszło sprawnie.
Po raz pierwszy w osiemnastoletniej karierze gracie w całości po angielsku.
Wiesz, zupełnie inna perspektywa, większe możliwości. Podpisaliśmy kontrakt z fińską wytwórnią (Inverse Records – przyp. red) stąd automatycznie płyta musiała być anglojęzyczna, a poza tym chcieliśmy spróbować pokazać się na innych rynkach, ot cała historia.
Właśnie, „Desires” wydał fiński Inverse Records. To nowy rozdział? Ogólnoeuropejska dystrybucja pomogła wam dotrzeć do szerszego kręgu odbiorców?
Zdecydowanie nowy rozdział! Inverse pomogli nam rozwinąć skrzydła i poszerzyć poczynania w innych obszarach „odsłuchu”. Wiesz, większy zasięg, obszerniejsza widownia, ale i zajadła konkurencja. Zawsze to lepsza perspektywy na przyszłość i obszerniejszy wachlarz możliwości dla nas. Owszem, Inverse pomógł nam dotrzeć poprzez sporą dystrybucję do wielu europejskich państw, i właśnie tego oczekiwaliśmy.
Na „Desires” dzieje się dość sporo. Kojarzeni byliście ze sceną gotycką, ale nowy album chyba nieco odchodzi od tej łatki. Mieszacie melodyjny na wokalach pop, łamiecie kompozycje na progresywno, często doprawiasz gitary solidnym metalowym drivem. To wielogatunkowa płyta?
To po prostu Ciryam. Nigdy nie byliśmy szablonowym zespołem. W jednej gatunkowej szufladce byśmy się zwyczajnie podusili… Poprzedni album, „Człowiek Motyl”, był już daleki od gotyku, a „Desires” to zdecydowany pop rock o progresywnym czy prog metalowym zabarwieniu. Nie jesteśmy zespołem gatunkowym. Zdecydowanie łamiemy jedną stylistykę na rzecz tego co nam w duszy zagra. Lubimy mieszanki, które są dobre. To największy plus naszej twórczości, wiesz, że nie przypominamy nikogo, jesteśmy sobą. Tak właśnie gra Ciryam.
Ale gdybyś już miał wybrać, to którym słuchaczom najmocniej podpasowałaby wasza muzyka?
Hmm, jak wcześniej wspomniałem, zarówno fani metalu, jak i pop rocka, alternatywy, czy progresywnych dźwięków odnajdą u nas swój kawałek muzyki. Stawiamy na emocje i naturalność. Uwielbiamy kontrasty i nieszablonowość…
Jak wygląda podział obowiązków pomiędzy dwoma gitarami Ciryam?
Bardzo prosty układ: rytm i solo; konkretne riffy i niepowtarzalne solówki. (śmiech)
Wciąż grasz głównie na Gibsonie?
Oj, wciąż… Pojawiają się kolejne gitary, ale masz rację, że tylko Gibsony (śmiech). Obecnie gram na dwóch modelach: Studio i Standard, oba o zacnych rocznikach. Dlaczego te, a nie inne? Bo uwielbiam konkretny sound, brzmienie drewna i „okrągłość” dźwięku jaki daje tylko Les Paul. Do tego niepowtarzalne cleany (śmiech). Lubię ciężar tych gitar, jakość jaką przekazują dalej, po prostu. Gitarki zestawiam z Mesa Boogie Dual Rectifier, to połączenie jest jak doktor Jekyll i pan Hyde, klasa sama w sobie.
Jeśli miałbyś wymienić jednego gitarzystę, którego styl jest najbliższy Twojemu, to kto by o był?
Nie mam jednego wzorca, czy nawet dwóch… To byłaby całkiem spora lista. Lubię posłuchać wielu gitarzystów: Vai, Satriani, Bonamassa, Skawiński, a i Borysewicza lubię…
Gdzie na koncertowej mapie będzie was można znaleźć?
A to musisz już zajrzeć do nas na www.ciryam.pl. Tam znajdziesz pełną rozpiskę.
Rozmawiał: Grzegorz Bryk