CZŁOWIEK MOTYL – serwis ANTYPORTAL – październik 2009 : Czarna pantera CZŁOWIEK MOTYL – magazyn Gitarzysta – październik 2009 : Grzegorz Żurek CZŁOWIEK MOTYL – Teraz Rock – maj 2009 : Łukasz Wiewiór CZŁOWIEK MOTYL – Fabryka Zespołów – marzec 2009 : Paweł Boroń CZŁOWIEK MOTYL – GONDOLIN.pl – marzec 2009 : Waldo CZŁOWIEK MOTYL – MetalCentre – marzec 2009 : Gnom CZŁOWIEK MOTYL – MLWZ – luty 2009 : Artur Chachlowski CZŁOWIEK MOTYL – Metal Mundus – luty 2009 : Johanna CZŁOWIEK MOTYL – Independent.pl – styczeń 2009 : Ilona Matuszewska CZŁOWIEK MOTYL -Strefa Gotyku – styczeń 2009 : Hos CZŁOWIEK MOTYL -Metal.pl – styczeń 2009 : Dominik [Nehamod] CZŁOWIEK MOTYL – ROCK AREA – styczeń 2009 Piotr Michalski CZŁOWIEK MOTYL – Przybytek Uciech Muz. – styczeń 2009 „Aion” __________________________________________________________ W SERCU KAMIENIA – Serwis Rockmetal.pl 7 kwiecień 2007 Do Diabła W SERCU KAMIENIA – Teraz Rock nr 7 lipiec 2006 Paweł Brzykcy ___________________________________________________________ SZEPTY DUSZ – ArtRock.PL 30.12.2004 TELPERION SZEPTY DUSZ – ArtRock.PL 06.11.2004 Tomasz Kamiński _________________________________________________________ DEMO 2002 – PAGAN RECORDS, Katalog 1/2004, Wojciech Szymański DEMO 2002 – PAGAN RECORDS, Wojciech Szymański DEMO 2001 – MYSTIC PRODUCTION, Tomasz Franczak DEMO 2001 – PAGAN RECORDS, Tomasz Krajewski DEMO 2001- Wojciech Chamryk DEMO 2001- PAGAN RECORDS #1 2002 r. DEMO 2001- THRASH’EM ALL #2 2002 r. |
||
„Człowiek motyl” to trzecie „dziecko” krośnieńskiego zespołu Ciryam. Ciężko oceniać mi tę płytę w porównaniu z poprzednimi wydawnictwami, gdyż jest to moje pierwsze spotkanie z Ciryam, niemniej jednak całość jest naprawdę obiecująca. Jeszcze przed wrzuceniem płyty do odtwarzacza warto zwrócić uwagę na stronę graficzną tego krążka, gdyż jest on opakowany w pięknie wydane, utrzymane w ciepłych barwach tekturowe pudełko z wizerunkiem tytułowego człowieka motyla na okładce. Przejdźmy jednak do zawartości muzycznej tego krążka… Na wyżej wymienioną płytę składa się 9 utworów i 4 bonusy, w skład których wchodzą: Venus i Virus w angielskich wersjach oraz klip do utworu Venus w wersji polskiej i angielskiej. Muzycznie Ciryam oscyluje w klimatach mieszanki rocka, metalu gotyckiego oraz muzyki progresywnej. Po pierwszym przesłuchaniu wydaje się, że utwory tworzą bardzo spójną całość i ciężko byłoby wybrać potencjalny numer 1, ale po kolejnych przesłuchaniach na pierwszy plan, moim zdaniem, zdecydowanie wysuwają się dwa utwory: „Venus” słusznie wybrana na pierwszy singiel oraz „Skała” nad którą, według mnie, można by pomyśleć w kwestii dalszej promocji tego krążka. Również tekstowo Ciryam nie ma się czego powstydzić. Teksty może początkowo wydają się być nieco banalne, ale warto się w nie wsłuchać głębiej, gdyż zaskoczenie może być naprawdę spore, a najlepszym na to przykładem jest utwór „Diler”. Również doboru słów godny jest zaznaczenia i pochwalenia. Podsumowując krążek „Człowiek motyl” to bardzo udane wydawnictwo, które spokojnie można polecić wszystkim tym, którzy szczególnie upodobali sobie metal gotycki, ale również wszystkim miłośnikom dobrej muzyki. Jeśli o mnie chodzi życzyłabym sobie więcej tak udanych krążków naszych rodzimych kapel.
|
||
Ale heca! Nie wiem czy ja przespałem 2008 rok, czy co ja robiłem podczas tego roku pańskiego, że przegapiłem tak zacną pozycję jak „Człowiek Motyl” rodzimego zespołu Ciryam. Ta wiem, dla wielu gotyk jest passe, ale przeczytajcie lepiej co ma do powiedzenia na temat tej płyty człowiek, który za tym gatunkiem, mówiąc lekko, też nie przepada. A przepada za omawianym tu albumem. Widać to już we wspomnianym wcześniej „Venus”, w którym klimat lawiruje pomiędzy paroma odcieniami, a końcówka oferuje nam „zagęszczone” tło. Następny w kolejce „Color” to też kombinowanie i mieszanie mocniejszych motywów w refrenie ze spokojniejszymi zwrotkami. Warto nadmienić również, iż utwór ten oferuje intrygującą partię instrumentalną z perkusją i klawiszami w roli głównej. „Twarze Faraonów” to znów jakiś taki nightwishowy wstęp na parapecie, który przeradza się w pozytywnie chwytliwy kawałek. „Niczyja” natomiast to mocniejsza kompozycja, tak samo jak następny w kolejce „Virus”. W „Diler” muzycy pokazują, że opanowali grę na swoich instrumentach na niebagatelnym poziomie. Jedyną rysą dla mnie jest ostatni track „Igła”, ale nie chodzi o muzykę, tylko o lekko trącający banałem tekst. I tak to wygląda właśnie – odpowiednia równowaga między mile rzeźbiącymi gitarami, a dodającymi klimatu klawiszami. Więcej niż poprawnie śpiewająca wokalistka, która, co ważne dla mnie w tym gatunku muzycznym, nie męczy swoim głosem. Poszukujące i ambitne aranże. A całość ubrana w ciepłe, acz z odpowiednim ciężarem brzmienie. Chociaż na pewno całość miałaby jeszcze lepszy sound, który wycisnąłby maximum z muzycznej oferty Ciryam, gdyby „Człowiek Motyl” nagrywane było gdzieś za granicą. Takie moje zdanie skromne. Skoro mnie się „Człowiek Motyl” podoba, to coś musi być na rzeczy. Na Castle Party nie bywam, w „Zmierzchu” się nie zaczytuje, oczka kreską nie podkreślam a jednak lubię ostatnią płytę Ciryam. Dla polskich fanów ten album może być odskocznią od kolejnych, podobnie brzmiących gotyckich kapel, i może wywołać pewien szok, że w naszym kraju też można w tym gatunku kombinować i szukać. Czuć tu też jeszcze rezerwy, jestem wręcz pewny, że następną płytą odpalą na poziom światowy. Czy mam rację czas pokaże, tymczasem polecam wszystkim mrocznym damom, które jeszcze Ciryam nie znają, sięgnięcie po ten krążek. 8 /10 Grzegorz Żurek
|
||
Człowiek motyl to trzeci już album Ciryam. Taj jak na poprzednich, także tu zespół z powodzeniem penetruje rejony melodyjnego rocka gotyckiego, chętnie wplatając w swą twórczość również elementy progresywnego grania czy metalowe brzmienia. Siłę Ciryam stanowią współbrzmienia gitarowo – klawiszowe, którym wtóruje mocny głos frontwoman Moniki Węgrzyn. Jeśli dodać do tego ,że pomysły zespołu bywają świeże i zaskakujące.Kompozycyjnie już na debiucie potrafili się wykazać, ale tu na uwagę zasługuje również produkcja. Ich poprzednia płyta ‘ w sercu kamienia ‘ brzmiała jeszcze szorstko, zdarzały się niedociągnięcia. Tym razem jest już pełna ” profeska”. W znakomitym Venus zespół próbuje jakby symfoniczno-metalowej stylistyki, mogą pojawić się skojarzenia z Ceti. Natomiast w Color dają o sobie znać skłonności industrialno -elektroniczne, które dostrzeć już można było w Sumieniu diabła z poprzedniej płyty. Na pewno też Ciryam zmienia w swej twórczości ( kompozycje podpisuje cały zespół) proporcje między ” lirycznym” a ” mocnym” – na korzyść metalowych patentów. Za najlepsze przykłady posłużyć mogą agresywny Virus czy riffy Skały. Jednym z najciekawszych utworów jest Diler, orientalizujący i o trochę closterkellerowej atmosferze. Balladowe oblicze, choć nie pozbawione brzmieniowego ciężaru, reprezentuje, również wyróżniający się w tym zestawie Wezuwiusz.
|
||
Ciryam – „Człowiek Motyl”… Gothic metal… – ktoś jeszcze wie, co to jest metal gotycki? Czy ktoś jeszcze tego słucha? Jak dużo zmieniło się w tej muzyce od czasu genialnej „Gothic” Paradajsów, po czasy bezdyskusyjnego kryzysu tej muzyki, do którego przyczyniła się popularność takich bandów, jak Evanescence czy Nightwish oraz rozpad wewnętrzny niekwestionowanych legend, czyli Theatre Of Tragedy i Tristanii. Metal gotycki jest w defensywie, polski metal gotycki przechodzi kryzys – Artrosis ucieka od nurtu w bardziej industrialno rockowe klimaty, Closterkeller zadowoliło się jedynie flirtem z cięższą odmianą gotyku przy okazji ostatnich wydawnictw („Nero”, „Reghina”) i nic nie wskazuje, by miało się to przerodzić w romans. Nie pamiętam, już, kiedy widziałem plakat koncertowy, na którym pod nazwą zespołu widniał podpis „gothic metal”, co jeszcze sześć czy siedem lat temu było powszechne – wówczas wszyscy przyznawali się do wpływów metalu gotyckiego. Dziś Goci słuchają electro i noszą lateksy oraz różowe i fioletowe sprężynki we włosach.
Ciryam jest zespołem, w którego muzyce od pierwszej, wydanej w 2004 roku płyty („Szepty dusz”), przez kolejną („W sercu kamienia” 2006) aż po album „Człowiek motyl” (2008) wciąż mocno pobrzmiewają echa tego właśnie gatunku. Ciryam czerpie z jego najbardziej klasycznej formy, opierając brzmienie na mocnych blast beatach wspartych głębokim basem i ciężkimi gitarami. Do tego przestrzenne klawisze i żeński wokal. Dlatego tę recenzję zacząłem od szkicu przemyśleń dotyczących kondycji metalu gotyckiego – Ciryam jest jednym z tych zespołów, które w czasach jego defensywy odważnie stawiają na gotycko metalowe brzmienie. Oczywiście, wydawnictwa „Człowiek motyl” nie można z miejsca sklasyfikować, jako „polish gothic metal” – krytycy zwracają uwagę na „radosne” (metal.pl) brzmienie płyty, na jej przebojowy charakter nawet, co jest bardzo nie gotyckie i z czym się zgodzę. Poza tym, muzyka Ciryam nosi pewne znamiona progresywno rockowych ambicji i na pewno nie kostnieje twardą skorupą gotyckiej hermetyczności. „Człowiek motyl” to produkcyjny majstersztyk – brzmi świetnie, został nagrany w białostockim Hertzu, gdzie naprawdę zadbano o to, by album wlał się w uszy bezinwazyjnie, dostarczając wyczulonemu na techniczne zagwozdki słuchaczowi wcale przyjemnych wrażeń. Krążek składa się w sumie z trzynastu kompozycji – dziewięć utworów, że tak powiem, właściwych plus dwa klipy (dwujęzyczna „Venus”) i „Venus” oraz „Virus” w wersji angielskiej. To około godziny bardzo dobrego ciężkiego i melodyjnego jednocześnie grania ze świetnym wokalem Moniki vel Midiam. Profesjonalny album. Bardzo chciałbym, by „Człowiek motyl” wszystkim tym, którzy gdzieś tam ją stracili – przywrócił wiarę w ciężkie, klimatyczne granie, bardzo chciałbym, by metal gotycki przestał być kompleksem, by znów się do niego przyznawano, by znów stał się inspiracją. Wierzę, że Ciryam, pokazując, jak bezpiecznie i swobodnie można korzystać z dobrodziejstw tej pięknej muzyki odkurzy… więcej, odgruzuje stary, tak często uczęszczany szlak i pomoże nadać mu znów nowego blasku. Polecam.
|
||
Jakoś nigdy nie przepadałem za kobiecymi wokalami w metalu. Chyba bierze się to mojego szowinistycznego przekonania, że jednak w tym gatunku to męski wokal lepiej jednak sobie radzi. A już zupełnie nie ciągnęło mnie w stronę gotyku. Ciryam nie dość że ma kobietę na wokalu, to jeszcze balansuje na pograniczu gothic rocka. Na szczęście jednak w tym przypadku gotyku w gotyku jest w sumie niewiele. A więc spoko… da się tego słuchać. Zaczyna się dość ostro. „Venus” to ostry, dynamiczny i przebojowy kawałek. I właściwie znajdziemy w nim wszystko to co charakteryzuje obecny Ciryam: ciężkie metalowe riffy, zgrabne solówki, lekko patetyczne klawisze i… Monikę Węgrzyn. Muszę przyznać, że dysponuje ona naprawdę fajną barwą głosu, co jest niewątpliwie dużym atutem tego krążka. Nie raz raczy nas ona spokojnymi, rozmarzonymi nieco zwrotkami, by po chwili drapieżnie wykrzyczeć refren. Nawet całkiem nieźle się to prezentuje. Oczywiście nie tylko Monika istnieje na tym albumie. Pozostałym muzykom braku talentu i umiejętności z pewnością zarzucić nie można. Choć muszę przyznać, że klawisze jak dla mnie zdecydowanie są tu najsłabszym ogniwem. Na szczęście jednak nie wybijają się raczej na pierwszy plan i przez to nie rażą jakoś szczególnie. Za to duet gitarowy: Robert Węgrzyn i Grzegorz Makiel to nieźli wymiatacze. Gitary brzmią zadziornie i drapieżnie, nieraz tworząc prawdziwą ścianę dźwięku. Moja rada: panowie – rzućcie ten cały gotyk w cholerę i zabierzcie się za prawdziwy metal. W zasadzie cały ten krążek oferuje nam to co napisałem wyżej. Gdy trzeba jest spokojnie i nostalgicznie. Gdy ma być drapieżnie – jest wykop. Dużym plusem dla mnie jest fakt, że teksty śpiewane są w naszym rodzimym języku. Wyjątek stanowią utwory bonusowe, gdzie Monika stara się śpiewać w języku angielskim. Nieraz już czepiałem się polskich śpiewaków, którzy robili to mając kiepski angielski akcent. Podobnie jest tu – angielski w wykonaniu Moniki mnie razi. To oczywiście rzecz gustu, ale ja osobiście tego nie kupuję. Myślę, że album zadowoli w większości miłośników gotyku. Ja przesłuchałem go kilka razy i prawdę mówiąc w pamięci niewiele po nim mi pozostaje. Nie znam wcześniejszych dwóch płyt zespołu, więc nie mogę stwierdzić czy zespół rozwija się czy stoi w miejscu. Faktem jest, że album jest dość równy. Nie ma tu kompozycji szczególnie się wyróżniających. Na pewno też nie jest to muzyka jakaś szczególnie odkrywcza. To wszystko gdzieś już jednak było. I mimo kilkukrotnego jego przesłuchania nadal nie wiem dlaczego „Człowiek motyl”… PS. Za to oprawa graficzna naprawdę bardzo mi się podoba. Za nią dodaję płycie jeden punkt w ocenie. Moja ocena: 7/10 autor: Waldo.
|
||
CIRYAM to kolejny przedstawiciel gotyckiego Rocka/Metalu, w którym śpiewa kobieta… Monika jest atrakcyjną kobietą, więc dodatkowo podnosi atrakcyjność zespołu szczególnie dla panów , a w tym przypadku wygląd idzie w parze z talentem. Mimo wszystko istnieje stereotyp, że tego typu kapele, jak MOONLIGHT, ARTROSIS czy właśnie CIRYAM nie słuchają panowie, a tylko nastoletnie dziewczęta. A ja powiem tak – Już 20 lat towarzyszy mi muzyka metalowa i z autopsji wiem, że wielu zagorzałych metalowców lubi takie klimaty pomiędzy brutalnym i ciężkim łojeniem. Wystarczy popatrzeć na koncertach, czy tylko panie przychodzą posłuchać takiej muzyki… „Człowiek Motyl” jest trzecim albumem CIRYAM, który poza tym ma na swoim koncie już sporo mniejszych bądź większych sukcesów – koncertowych, konkursowych, multimedialnych czy ogólnie muzycznych. Z tego wynika, że zespół poważnie podchodzi do tego co robi. Muzyka płynąca z „motyla” kreuje typowy klimat dla tego rodzaju kapel. Z utworów emanuje poetycka melancholia z odrobiną mroku i kobiecej zadziorności. Oczywiście owe poetyckie podejście wyrażone jest poprzez polskojęzyczne liryki ubarwione w rockowo-metalowe dźwięki. Kompozycje cechują się gitarowymi tematami, począwszy od cięższych riffów, a skończywszy na spokojniejszych gitarowych frazach i liniach melodycznych. Rozbrzmiewające gitarowe dźwięki przyozdobione są sporą dawką elektroniki demonstrowanej poprzez klawiszowe intra, melodie i akcenty. Miejscami całość brzmi dość ciężko i dynamicznie, w stylu NIGHTWISH (szczególnie słychać to w utworze „Venus”). Innym razem jest bardzo nostalgicznie, art rockowo czy progresywnie, co chociażby słychać w nieoczekiwanych zmianach natężenia klimatu. Stonowana barwa głosu wokalistki balansuje pomiędzy śpiewem a melodeklamacją utrzymując równowagę między balladowym rockowym klimatem a ostrzejszymi metalowymi patentami. Album jest wydany bardzo starannie, w formie digipacku zawierającego bonusy w postaci 2 utworów w angielskojęzycznej wersji oraz 2 wideoklipów do utoru „Venus” w obu wersjach językowych. Ocena: 8.0/10 autor: Gnom.
|
||
„Człowiek Motyl” jest trzecim krążkiem pochodzącej z Krosna grupy Ciryam, która swoje kolejne płyty wydaje bardzo regularnie co 2 lata. Trzeba przyznać, iż jest to dobra i skuteczna polityka wydawnicza, gdyż najnowszy album utrzymuje wysoki poziom poprzedników. Zespół porusza się w klimatach metalu gotyckiego chwilami zahaczając o rock progresywny, dzięki czemu otrzymujemy zestaw ciekawie zaaranżowanych piosenek, które wypełnione są interesującymi riffami i ładnymi melodiami. Należy także wspomnieć o energetycznych wokalach Moniki Węgrzyn, które świetnie współgrają z muzyką formacji. Płyta w swej zasadniczej części składa się z 9 utworów: Venus. Już na samym starcie otrzymujemy potężne i dynamiczne uderzenie. Podniosłe klawisze w udany sposób komponują się z „ciężkimi” gitarami i solidną sekcją rytmiczną. Nad całością góruje mocny głos wokalistki, który dobrze sprawdza się zarówno w drapieżnych jak i delikatniejszych fragmentach. Przez swój zapadający w pamięć melodyjny refren „Venus” posiada spore zadatki na przebój. Color. Kompozycja, która z jednej strony składa się ze spokojnych zwrotek, a z drugiej posiada bardzo rockowy refren stając się przez to interesującą mieszanką różnorodnych klimatów. Najciekawszym elementem są poukrywane tu i ówdzie elektroniczne „smaczki”, które dodają sporo uroku temu niezbyt skomplikowanemu w swej strukturze utworowi. Twarze Faraonów. Mateusz Sieńko stworzył nastrojowe klawiszowe intro, z którego wyłaniają się kolejne, o wiele mocniejsze dźwięki. Perkusja Damiana Jurka świetnie współpracuje z gitarą basową Sławomira Zajchowskiego, a solówka gitarowa w trzeciej minucie stanowi śliczne dopełnienie charyzmatycznego śpiewu Moniki. Niczyja. Kapitalnie skonstruowane nagranie. Przebojowy i dynamiczny refren sąsiaduje z rozmarzonymi zwrotkami, które pełne są uduchowionych klawiszowo-gitarowych nut. W okolicy czwartej minuty możemy rozkoszować się soczystą solówką, a sam finał kompozycji odznacza się iście progresywnym rozmachem. Virus. Kolejny kandydat na ambitny przebój. Prosta budowa, intrygujące i ładne melodie oraz szybko wpadający w ucho wokal to znaki rozpoznawcze „Virusa”. Dowód na to, że w trzech minutach można zawrzeć frapujący, a przy tym inteligentny fragment muzyki. Diler. Na samym początku uwagę przykuwa pomysłowa gra sekcji rytmicznej oraz wokalizy Moniki Węgrzyn, które po chwili przekształcają się w normalny śpiew. Mateusz Sieńko czaruje słuchacza delikatnym fortepianem, a Robert Węgrzyn i Grzegorz Makiel tworzą potężną gitarową ścianę dźwięku. Wezuwiusz. Utwór ukazujący subtelne oblicze grupy. „Kosmiczne” eksperymenty z elektroniką współgrają ze stonowaną perkusją oraz cicho pobrzmiewającymi w tle gitarami i fortepianem. Na pierwszym planie znajduje się głos wokalistki, która może w pełni zademonstrować swój talent. „Wezuwiusz” jest nagraniem, którym formacja udowadnia swoją wysoką dojrzałość artystyczną. Skała. Powrót do „ostrzejszych” form przekazu. Podniosłe tła klawiszowe, drapieżne gitary oraz wokal, który czasami pojawia się pod postacią szeptu, a kiedy indziej uderza w słuchacza swoją pokaźną mocą. Warto zwrócić uwagę na zakręconą solówkę gitarową w okolicy trzeciej minuty, która po chwili niknie w głównej melodii kompozycji. Igła. Finałowy utwór charakteryzuje się niezwykłą dynamiką zarówno za sprawą „walecznego” śpiewu, jak i zmiennej gry instrumentalistów. Pomysłowe zwrotkowe riffy płynnie przechodzą w cudowne refrenowe melodie, które jeszcze bardziej podbijają sugestywne frazy wokalistki. Solidny rockowy kopniak na zakończenie krążka. „Człowiek Motyl” posiada także sekcję bonusową, którą tworzą następujące nagrania: „Venus” (wersja angielska), „Virus” (wersja angielska), „Venus” (klip) oraz „Venus” (wersja angielska) (klip). Są to interesujące materiały, z którymi z całą pewnością warto się zapoznać. Najnowszy album grupy Ciryam zadowoli wszystkich miłośników gotyckiego metalu. Widoczne są tu co prawda echa twórczości grup pokroju Closterkeller czy Moonlight, aczkolwiek autorskie pomysły zdecydowanie przeważają. Nie usłyszymy tu rozbudowanych epickich kompozycji, w zamian otrzymujemy jednak bardzo umiejętnie skomponowane piosenki, w których aż roi się od ładnych melodii czy charyzmatycznych wokali. No i nie można zapominać o sporym ładunku przebojowości, którym można by obdzielić parę innych, bardziej komercyjnych płyt. Myślę, że warto poświęcić tej motylej muzyce kilkadziesiąt minut.
autor: Artur Chachowski.
|
||
„Człowiek Motyl” to trzecia płyta w dorobku krośnieńskiego zespołu Ciryam. Co to takiego? Ano, powiedzmy gotycki rock, przypominający nieco dokonania Artrosis czy Moonlight. Co poniektórzy, pewnie już się skrzywili, jak ja na widok wątróbki z cebulą. Spokojnie! Tego stricte gotyku jest tu dużo mniej na rzecz dynamizmu, ciężkich, metalowych riffów i solówek. Zaczyna się od „Venus” – numeru, który znakomicie nadaje się na singiel, bo zawiera wszystko to, czym charakteryzuje się muzyka Ciryam. Mamy tu niezłe współbrzmienie instrumentów, wyraźne klawisze, ciężkie gitary, solóweczkę i wokal zdecydowanie na pierwszym miejscu. Kompozycji raczej nic nie można zarzucić, kawałek jest wręcz przebojowy, również za sprawą chwytliwego refrenu. Zwracam też uwagę na dość charakterystyczny tekst. Wokalistka śpiewa bowiem, że „pachnie nieba kwiatem, i kroplą rosy jest, złotym promieniem słońca, pieszczącym twoje ciało i drżącym sercem ptaka, gdy niebo się złamało”. Na szczęście daleko jej do zawodzenia, przypominającego wycie wilka do księżyca. Monika Węgrzyn dysponuje mocnym głosem o ciekawej barwie, co stanowi niewątpliwy atut wydawnictwa. W tym miejscu mogłabym napisać, że reszta kawałków jest podobna i zakończyć recenzję. Pod względem technicznym płyta jest bowiem niezwykle spójna i prezentuje bardzo wyrównany poziom. Trudno byłoby wskazać utwory lepsze, czy gorsze, gdyż wszystkie są kompozycyjnie dopracowane. Jednak tak do końca różowo (czy raczej krwistoczerwono) niestety nie jest. Dziwi mnie na przykład pewna niekonsekwencja zespołu. Dlaczego „Color”, a nie „Kolor”? Dlaczego „Venus”, a nie „Wenus”? Dlaczego „Virus”, a nie „Wirus”? Co prawda, są angielskie wersje tych dwóch ostatnich kawałków i wtedy tytuły są uzasadnione, ale skoro cały tekst jest po naszemu, dlaczego tytuł jest po obcemu? Jednak zwracanie uwagi na takie szczegóły to wyraz wrodzonego czepialstwa oraz kierunku studiów, jaki obrałam. O wiele większy problem stanowią dla mnie teksty. Są one pisane przez wokalistkę i gitarzystę, a prywatnie małżeństwo Węgrzynów. Nie lubię „oczywistych oczywistości” i słowa mają dla mnie dość duże znaczenie. Z tekstów Ciryam możemy się natomiast dowiedzieć, że diler sprzedaje śmierć naiwnym, krew jest czerwona, a w ogniu moc i siła. Moim „faworytem” jest jednak tekst „Niczyjej”. Pozwólcie, że zacytuję: „Między nami nic, nic nie było Ognia nie było, iskry w nas brak Rozkoszy słów i splotu ciał nie było Słońca w dzień i nocą gwiazd brak” I dalej. „Straciłam wiarę w nas, nadzieję odebrałeś mi Serce niczyje, kiedyś twoje, teraz krwawi Bo słowem złym rozdrapałeś rany naszych win”. Myślę, że osoba, która nie ma przysłowiowej smykałki do czegoś, nie powinna się za to coś brać. Robert Węgrzyn dryg do gitary ma, jego żona za mikrofonem daje sobie radę świetnie, ale teksty chyba powinni zostawić komuś innemu. Myślę, że Ciryam wiele by na tym zyskał. Z drugiej strony zespół z pewnością ma swoją publiczność, która bezkrytycznie przyjmuje ich z całym dobrodziejstwem inwentarza. Jeśli nie zwracacie zbytniej uwagi na teksty może i wy „otworzycie im wrota waszych mrocznych serc” (iron). Pierwszy raz w mojej recenzenckiej karierze postanowiłam wystawić dwie oceny. Oddzielnie za muzykę i oddzielnie za teksty. Za to pierwsze daję 7. Jest dobrze. Słychać, że muzycy trochę siedzieli nad płytą i starali się dopracować każdy szczegół. Może pomysły nie są jakieś specjalnie nowatorskie, ale utwory stoją na naprawdę przyzwoitym poziomie. Za teksty daję natomiast 3. Pomimo moich narzekań, muszę przyznać, że do „dzieł” Feela trochę im brakuje. Średnia wychodzi zatem 5. Jeśli teksty mają dla was mniejsze znaczenie, możecie kupić sobie tą płytkę. Jeśli jednak słowo ma dla was wartość, to przestrzegam, Szymborskiej z Miłoszem tu nie uświadczycie. 5/10 autor: Johanna.
|
||
Listonosz zapukał do mych drzwi po raz kolejny trzymając w ręku brązowy pakuneczek. W środku czekała na mnie płyta zespołu Ciryam. Ta krośnieńska kapela ma na swoim koncie znaczny dorobek, o którym świadczy chociażby wydanie 3 płyt przez znane w Polsce wytwórnie ( ostatni album „Człowiek motyl”, który recenzuję, wydany został przez Fonografikę). Zespół nie oszczędzał się patrząc na ilość koncertów, ale co ważniejsze należy zwrócić uwagę na ich jakość, gdyż Ciryam wystąpiło np. na Metalmanii, Hunterfeście, przed Type O Negative, Katem i można by tak wymieniać i wymieniać. Już same przytoczone powyżej argumenty wartościują zespół a tu pasowałoby jeszcze recenzję napisać. Ja jednak jak zwykle miałam pewne opory co do Ciryam, a to dlatego że na wokalu jest kobieta ( a mój stosunek do pań wokalizujących nie jest zbyt miły i przyjemny). Postanowiłam zatem dogłębnie „wbić zębiska” w każdą partię wokalną, by sprawdzić co tak naprawdę zespół sobą reprezentuje. Zaczęłam zatem słuchać płyty, a na pierwszy ogień poszedł utwór „Venus” ( na płycie mamy go w dwóch wersjach językowych, a dodatkowo clip). No i szczerze mówiąc głos Moniki mnie zaciekawił. Czysty, mocny, bez jakiś zbędnych ozdobników, od pierwszych dźwięków brzmiący bez zarzutów. „Venus” klimatem kojarzy mi się z Nightwishem, może to dzięki bardzo melodyjnie brzmiącym klawiszom, ale to dobrze. Zespół zgrabnie łączy elementy elektroniki z rasowym, metalowym uderzeniem. Melodyjnie, ostro i do rzeczy – najprostsza droga opinii. Kolejny kawałek, którego już sam tytuł mnie zaciekawił jest „Virus” (także na płycie ujęty w dwóch wersjach językowych). Wyciszony początkowo głos Moniki wypełnia dźwięcznie swoją barwą refren znów podkreślając siłę i ekspresję. Naprawdę po raz kolejny jestem „za” wokalistką, co zdarza się rzadko. Genialnie utrzymane tempo, wybite przez zajadliwą perkusję i drapieżne wiosła. Muzycznie wszystko tworzy spójną harmonię, która opływa i przebija solówkami kolejne partie utworu. „Twarze faraonów” bardzo przypadły mi do gustu w warstwie tekstowej. Oddają tajemniczy klimacik, spowity nutką nonszalancji. „Dzwonkowy” wstęp po kilkunastu sekundach zostaje zbity przez perkusję. Głos wokalistki gotycki, wysoko osadzony, bardzo dobrze wypełnia melodię, przyspieszoną w refrenie zwalniającą w zwrotkach. To dość ostry kawałek, charyzmatyczny, trzymający fason. Podobają mi się wykończenia wersów, zawiłe, na przemian wyniesione na wyżyny dźwięków a zarazem opadające w głębię. Do tego progresywne wstawki klawiszy, brawo brawo. Teraz troszkę się pokujemy „Igłą”. Klimatycznie daleko wschodnio brzmiący wstęp, arabskie zawikłanie wokalu, no proszę, nowe rozwiązanie. Utwór z przesłaniem, z zażaleniem wypływającym wprost z kolejnych wersów. Kompozycja jak najbardziej adekwatna do wartości w niej przekazywanych. Całokształt brzmienia trafiony w samo sedno. „Color” to utwór, który zaciekawia…znów zaciekawia, nie pozwala oderwać się ani na chwilkę. Syntezatorowe wprowadzenie wzbogacone początkowo niskim, czyściutkim wokalem tworzy połączenie odległych klimatów. Muskanie progresji i gotyku, a następnie wkomponowanie ich w niezbyt długi utwór ( w porównaniu do tych typowo progresywnych), pokazuje umiejętności muzyków. Dobra warstwa tekstowa, ubarwiająca wrażenia działa na zmysły. Codzienność ukazana w utworze jest genialnie osnuta melodią, stwarzając wrażenie tak odległej a zarazem bliskiej każdemu słuchaczowi. „Skała” zaczyna się jak balladka, jednak balladką nie jest. Szept Moniki przekształcający się w melodyjny wokal znów podkreśla walory wokalistki. Riffy muzyczne jakże kojące moje uszy! O tak, brzmieniowo ten kawałek mi chyba najbardziej się podoba. Ostry, ale wyważony, z elementami elektronicznych wstawek wiodących chwilami prym, by oddać go gitarom i perkusji. Dla mnie ten utwór jest najbliższy muzycznemu sercu. Rewelacyjne momenty czysto muzyczne, znów przebijane są progresją, wirtuozyjnymi akcjami. I tak już do końca pozostaję w uniesieniu…. Kolej teraz na kawałek „Niczyja”. Otwiera go chyba dość zirytowany odgłos bębnów, dopełnionych następnie przez klawisze. Monika znów polemizuje na gruncie gotyku, progresji i tej lekkiej sztuki orientu. Taki niby melancholijny kawałek, jednak z tym pazurem, drapieżnymi wstawkami. Utwór utrzymany w ciekawej konwencji, dotykający różnych sfer, zmieniający tempo i nastrój a jednak cały czas skupiony na jedności. „Diler” od razu porywa, gitary pokazują swoje walory i to w bardzo dobry sposób. Monika wokalnie znów wiedzie prym i po raz kolejny mam to skojarzenie z orientem. Taki zawiły wokal, czysty, zmieniający tonacje, naprawdę dobre zabiegi. Kawałek trzyma klimat, tworzy specyficzne, pełne wartości emocje. Na koniec zostawiłam sobie najdłuższy utwór „Wezuwiusz”. Bębny i tajemniczy dźwięk klawiszy wprowadzają nas w tą balladkę. Niezwykle spokojny, nasycony energią kawałek doświadcza, że ballady też są mocną stroną kapeli. Kawałek jednak zostaje podrasowany mocniejszym uderzeniem, jarzmem gitar. Bardzo dobrze, abyśmy się za bardzo nie uspokoili następuje takie wyostrzenie i umocnienie. Reasumując, Ciryam wie co na scenie czynić, a czyni dobro! Połączenie trudnych stylów podnosi brzmienie kapeli do jeszcze wyższej rangi. Okazało się, iż bezpodstawne okazały się moje wcześniejsze obawy dotyczące wokalistki. Życzę zatem sobie i słuchaczom aby na naszym rynku muzycznym pojawiały się tylko takie kobiety, które świetnie brzmią nie tylko na płycie ale również na live. Gotycko progresywna metalowa grupa Ciryam powinna odcisnąć jeszcze większe piętno na scenie nie tylko polskiej, ale również zagranicą, bo ma do tego olbrzymie predyspozycje. Więc…do dzieła! autor: Ilona Matuszewska.
|
||
Ostatnio wpadł mi w ręce trzeci już studyjny album zespołu Ciryam z Krosna, który nosi tytuł ”Człowiek motyl”. Krążek zawiera dziewięć studyjnych utworów oraz cztery bonusowe, są to ”Venus” i ”Virus” w angielskiej wersji językowej oraz videoklipy do tych dwóch utworów. Pierwszym znajdującym się na krążku utworem jest ”Venus”, jest to świetny utwór który zapowiada że mamy przed sobą naprawdę dobre dzieło muzyków z Krosna. Kolejny jest ”Color” jak dla mnie jest w nim troszkę za dużo elektroniki wole bardziej zdecydowanie czyste instrumentalne brzmienie, ale na słowa uznania zasługuje wokalistka Monika Węgrzyn. Kolejnym utworem który zwrócił moje zainteresowanie jest ”Niczyja” dobre teksty i dźwięki to to co lubię najbardziej. Moim skromnym zdaniem jest to jeden z najlepszych utworów na krążku. Następnie bardzo zainteresował mnie ”Virus” jest to zdecydowanie ostrzejszy od wszystkich pozostałych o jego tekst jest naprawdę dobry, tak trzymać. Ostatnim utworem który zrobił na mnie naprawdę ogromne wrażenie i całkowicie zyskał moje uznanie jest ”Wezuwiusz”, naprawdę piękny utwór z dobrą linią melodyczną oraz dobrymi tekstami i wokalem Moniki. Podsumowując trzeci studyjny krążek Ciryam stwierdzam zdecydowanie że jest to materiał godny zaufania prezentujący naprawdę dobra muzykę, a sam zespół ma przed sobą naprawdę świetlana przyszłość. Jeśli ktoś ma inne zdanie i nie wróży Ciryam jakże dobrej przyszłości zapraszam do polemiki. Dla Portalu Strefa Gotyku przygotował: Marcin – Hos.
|
||
Brakowało mi takiej płyty. Złotego środka, w którym znajdę mądre połączenie rocka, metalu i gdzie nie będą wstydzić się gotyckich oraz elektronicznych patentów. Ciryam zdecydowanie takich zabiegów się nie boi, a wręcz przeciwnie, korzysta z nich dość często i, co warto nadmienić – najczęściej z dobrym skutkiem. „Człowiek Motyl” to krążek mogący kojarzyć się z twórczością kilku innych kapel, gdyż pobrzmiewają tu echa Moonlight, Artrosis bądź Closterkeller, jednak Ciryam gra bardziej dynamicznie, rockowo i do tego „radośniej”, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Pięknie słychać to w otwierającym całość, singlowym numerze pt. „Venus” – nie sposób powstrzymać się od mimowolnego wystukiwania rytmu, a refren niezwykle szybko zapada w pamięć – ot rasowy przebój! Nie jest to jedyny taki moment, podobnie słucha się kawałków „Color” oraz „Virus”. Polskie teksty ładnie wkomponowują się w ogół dźwięków, i choć nie są one może najwyższych lotów, to jednak uszu nie rażą. Midiam dysponuje dobrym, bardzo naturalnym głosem, co również zapisać można jako plus dla tego materiału. Jest to bez dwóch zdań odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Nie gorzej prezentują się pozostali muzykanci, lecz wrodzone malkontenctwo nakazuje mi przyczepić się gry Math’a (klawisze). Niestety, jak dla mnie „parapet” miejscami stanowi najsłabszy punkt całości. No cóż, na całe szczęście nie brak tu jednak ciekawych i energicznych riffów, jak i porywających melodii (np. w „Twarze faraonów”). Dużą zaletą jest długość tego wydawnictwa, wszystko trwa dokładnie tyle ile powinno, przez co płyta ta ani trochę nie nudzi i chce się do niej wracać. Mówię tutaj o właściwej części krążka, czyli dziewięciu kompozycjach, ponieważ zamieszczono tu jeszcze w bonusie teledysk do utworu „Venus” w dwóch wersjach językowych (polskiej i angielskiej). Znajdziecie tu dodatkowo numery „Venus” i „Virus” wyśpiewane po angielsku. Całość została ładnie opakowana w digipack z niezłą okładką. Nowy album Ciryam zwany „Człowiek Motyl” rekomenduję wszystkim tym, którym takie kolaże rockowo – metalowo – gotyckie nie są obce, gdyż to w rzeczy samej pozycja warta Waszej uwagi. autor: Dominik [Nehamod]
|
||
Najwyraźniej, powoli staję się ekspertem w temacie płyt z wokalistkami. Nie można też nie zauważyć, że rok 2008 obrodził w płyty zespołów, w których mikrofon dzierży niewiasta. Kilka tego typu krążków wydała krakowska Lynx Music, Mystic Production promował Unsun, Metal Mind miał Caamorę. Jak na tym tle przedstawia się krążek „Człowiek Motyl” grupy Ciryam? Powiem tak – Porównania z prog rockowymi zespołami Lynx Music czy Metal Mind raczej nie ma sensu. Pozostaje Unsun, czyli superdebiut (grupa od razu podpisała kontrakt z Century Media) i na tle tego zespołu Ciryam wypada zdecydowanie bardziej przekonywująco. Jest czad gdy trzeba czadu, jest nostalgicznie i spokojnie, gdy pora na wyciszenie. Słychać, że zespół nie chce za wszelką cenę podbijać list przebojów (choć utworom nie można zarzucić braku przebojowości) i mocne „metalizujące gitary” wsparte podkładami sekcji rytmicznej powodują, iż noga sama zaczyna wystukiwać rytm. Człowiek Motyl to krążek dość równy. Nie ma tu fragmentów wyraźnie gorszych i choć album nie należy do dzieł wybitnych to z ręką na sercu przyznaję, że dwie kompozycje utkwiły mi w pamięci jak mało co (ostatnimi czasy). Pierwszym z tych najjaśniejszych fragmentów wydawnictwa jest otwierający krążek „Venus”. Jest to utwór bardzo melodyjny, mega przebojowy o zapadającym w pamięci refrenie z ciekawie skonstruowaną partią wokalną. Drugim utworem, który od kilku dni kołacze mi się po głowie jest „Twarze Faraonów”. To kolejny przykład na to, że nawet grając w klimatach okołometalowych można zagrać tak, iż w stacjach radiowych utwór powinien kroczyć od sukcesu do sukcesu. W tej kompozycji zwraca uwagę praca gitarzystów oraz perkusyjne uderzenia. Kolejny raz mamy do czynienia z przebojowym, melodyjnym refrenem i przykładem talentu kompozytorskiego twórców. Jedyne co może na płycie nieco irytować to plastikowo brzmiąca perkusja (automat?), słychać to zwłaszcza w przypadku werbla, ale nie psuje to obrazu całości. Ciryam to zespół, który przy odpowiedniej promocji ma szansę zaistnieć na rynku, na którym królują Within Temptation czy Nightwish. Sprawni instrumentaliści i wokalistka obdarzona niezwykłym głosem (i urodą) tworzą kawał solidnej, energetycznej muzyki, która mnie osobiście kojarzy się nieco z dokonaniami Moonlight sprzed lat i jest to zaleta! Howgh:-) ocena: 7,5/10 Piotr Michalski
|
||
„Człowiek Motyl”, to trzecie dziecko, istniejącego już jakiś czas na polskiej scenie Ciryam. Zespół, mimo poszukiwania swojego brzmienia i stylu, zawsze oscylował wokół klimatów progresywnych i gotyckich. Na tym albumie nie ma od tego wyjątku, mamy i klimat i melodie i pewną, tajemniczą atmosferę. Wszystko uzupełnione polskimi tekstami, które okazują się być całkiem dobre i nie drażnić ucha słuchacza – co jest nie lada sztuką. Do tego klawisze, które wypełniają brzmienie. Same melodie powinny być w stanie zadowolić – poza fanami progresywy i gotyku oczywiście – także i innych słuchaczy. Dobrze napisane i wpadające w ucho, choć żeby zostały nam w głowie na dłużej – może potrzebne być więcej niż jedno przesłuchanie. Ogólnie jest to kolejny dobry album, wart przesłuchania. Jeśli sprawy dalej będą szły w tym kierunku, to z pewnością Ciryam ma szansę na jeszcze większą popularność. Autor: Wojciech „Aion” Kucza
|
||
rockmetal.pl, kwiecień 2007 CIRYAM W sercu kamienia subiektywna ocena: 7 „W sercu kamienia” to dość oryginalne wydawnictwo i za to na wstępie należy się pochwała. Ciryam obraca się w gotyckiej stylistyce, podchodząc do niej jednak z progresywnym zacięciem. Mamy więc pierwszoplanową wokalistkę i dużą dawkę klawiszy, a zarazem dość częste zmiany nastroju i rytmiczne ciekawostki. Mimo że utwory oparte są na bardzo prostych i dość wyświechtanych motywach, zespół żongluje nimi w sposób nietypowy i paradoksalnie, wielokrotne ich powtarzanie owocuje efektem przeciwnym do spodziewanego zanudzenia słuchacza. Główna w tym zasługa ciekawych partii dysponującej dobrym warsztatem wokalistki. Dużo chórków, dużo powtarzanych fragmentów tekstu, co dobrze współgra z owymi repetycjami motywów. Brzmi to charakterystycznie. Mimo dobrego odbioru płyty, mam jej mimo wszystko sporo do zarzucenia. Przede wszystkim barwy instrumentów klawiszowych – takie smyczki, na jakich w zasadzie ten album się opiera, wychodzą wszystkim bokiem od dobrych 10 lat. Aranżacje są dodatkowo dość toporne, zwłaszcza zaś gitarowe riffy, a całość jawi się jako raczej monotonna. Z jednej strony z powodu monolitycznego brzmienia, z drugiej – dlatego, że wszystkie utwory są zaśpiewane w bardzo podobny sposób. W muzyce w takim stopniu opartej na wokalu warto go bardziej różnicować. „W sercu kamienia” robi więc dobre pierwsze wrażenie, natomiast zagłębianie się w tę muzykę nie owocuje oczekiwaną dozą nowych doznań. Przede wszystkim jednak Ciryam ma swój oryginalny styl, a niedopracowane niuanse dają nadzieję na twórcze go rozwinięcie w przyszłości. Warto się tą płytą i tym zespołem zainteresować. autor: Do Diabła |
||
Teraz Rock nr 7, lipiec 2006 CIRYAM W sercu kamienia ***1/2 Już na swym pierwszym albumie, Szepty dusz, grupa Ciryam pokazała, że ma intrygujące pomysły na rozwijanie metalowo-gotyckiej konwencji. Na nowej płycie, W sercu kamienia, też pojawiają się niespodzianki, dzięki którym trudno całość przyswoić za pierwszym podejściem – nie tylko dlatego, że utwory Obłęd i Hatif. zamienione są miejscami, a wczytywanie się w książeczkę jest utrudnione ze względu na mało czytelną czcionkę. Obecność smaczków spoza metalowo-gotyckich rejonów można dostrzec niemal w każdym utworze. Wybrany do promocji W ciszy urzeka dialogiem klasycyzującej gitary i klawiszy. Ciernie ozdobione są świetnym fragmentem o jazzowej proweniencji; jeśli zespół podobny patent wykorzystywać będzie częściej, może stać się jednym z najoryginalniejszych przedstawicieli nurtu. W Nieboskłonach na metalowy riff i nibyindustrialne wstawki, ale i dźwięki o orientalnej naturze. Kolei w połowie trzeciej minuty Obłędu pojawia się rewelacyjny, jednostajny motyw klawiszy, jak ze ścieżki filmowej jakiegoś horroru. Zaskakuje akustyczna ballada Bez smaku, z jedynym tu tekstem Moniki Węgrzyn (pozostałe napisał Robert Węgrzyn). Jeśli chodzi o wokalistkę: ma ona dość rozpoznawalną barwę głosu, a przy tym skłonność do „mantrowego” powtarzania pewnych fragmentów tekstu, co czasem trochę nuży (Bez smaku), ale częściej robi ciekawe wrażenie, zwłaszcza w Popiół i diament, gdy padają słowa I stało się jedno ciało, tak było zapisane. W utworze tym na uwagę zasługuje zresztą także frapujący klawiszowy temat, początkowa melorecytacja, bardzo czytelne zagrywki gitary basowej. Wbrew współczesnym trendom gitarzyści nie szczędzą klasycznych, długich solówek, co potwierdza także Pokusa. Szybki „nerwowy” numer Łowcy światła też należy do moich ulubionych. Natomiast zbyt daleko eksperymenty idą w zelektryfikowanym, miejscami chaotycznym Sumieniu diabła, ze zniekształconym elektronicznie śpiewem i takąż solówką gitary. Uważny słuchacz od razu wychwyci, że perkusista Damian Jurek proponuje brzmienie kojarzące się z tym, które przed siedmiu laty na płycie Closterkeller Graphite wypracował Gerard Klawe. Płytę W sercu kamienia wieńczy przeróbka utworu ze wspomnianego albumu, Miłość za pieniądze. Oryginałowi nie dorównuje, ale współpraca dwóch gitar i tu robi wrażenie. Mam nadzieję, że zespół nie „wystrzelał się” z pomysłów na tej długiej ponadgodzinnej płycie. Już czekam na kolejną. Paweł Brzykcy |
||
Cóż … Mam z tą płytą ciekawą historię. ArtRock.PL 30.12.2004 TELPERION |
||
… w zapomnianej krainie, ArtRock.PL 06.11.2004 Tomasz Kamiński |
||
DEMO 2002
|
||
Sporo ciepłych słów PAGAN RECORDS, Katalog # (17) 1/2004, Wojciech Szymański |
||
DEMO 2001
|
||
(…) muszę powiedzieć, że prezentujecie MYSTIC PRODUCTION, Tomasz Franczak. |
||
DEMO 2001
|
||
(…) witam, fajny materiał, ciekawe PAGAN RECORDS, Tomasz Krajewski. |
||
DEMO 2001 |
||
(…) „modlitwa” to dopracowany Wojciech Chamryk |
||
DEMO 2001
|
||
(…) ARDOR, również PAGAN RECORDS #1 2002 r. |
||
DEMO 2001 |
||
(…) oto debiutancki THRASH’EM ALL #2 2002 r. |
||
DEMO 2002 |
||
(…) uważam że nagraliście
naprawdę kawał niezłej muzy a wokalistka zaskoczyła mnie swoimi umiejętnościami.PAGAN RECORDS,Wojciech Szymański |
em